Slajdowisko oraz zakończenie sezonu na Krawcowym Wierchu
„Ile tu śniegu!” – zdziwiliśmy się, parkując samochód obok jakiegoś żółtego Seata na przełęczy Glinka. Inni turyści również szykowali się akurat w górę. To dobry znak: nie pomyliliśmy terminu, nie spóźniliśmy się, więc kijki w dłoń i ruszamy na Krawculę, gdzie 14 listopada Szymon kolejny raz zorganizował pokaz swoich zdjęć. Tym razem usłyszymy o przygodach jego i Oli oraz siedmiu innych polsko-ukraińskich turystów w Karpatach Ukraińskich -Gorganach. Na górze już przed bacówką powitał nas Szymon (słowami: „Ale projektora nie zapomnieliście?”) w tradycyjnym stroju wskazującym na pyszny poczęstunek wieczorem. Intuicja i zapachy nas nie zawiodły. Punktualnie o 19 zasiedliśmy wraz z innymi Zdobywcami oraz wszystkimi, których zachęciła egzotycznie brzmiąca nazwa gór (że Gorgany to nie stan w USA wiedzą chyba tylko najstarsi studenci geografii) w jadalni bacówki. Każdy dostał w prawą łapkę pysznego purisa*, w lewą łapkę łyżeczkę halawy*, a Szymon rozpoczął opowieść o krainie, gdzie kosodrzewina siostrą, a gorgan bratem. Mogliśmy dowiedzieć się, co to właściwie jest „gorgan”, gdzie są chatki, w których można przeczekać burzę, skąd wziąć dokładne mapy (od Miszy i Tolika! Nikt nie zapytał, skąd wziąć Miszę i Tolika…), a każdy z nas bezbłędnie rozpozna szczyt Jajka Ilemskiego. Fantastyczne zdjęcia, autorstwa również Oli, pozwoliły nam odczuć klimat gór ukraińskich, a płynące prosto z serca opisy trudności na szlakach, postojów kawowych czy miejscowej fauny („kruka spotkaliśmy”) tylko utwierdzały każdego w przekonaniu, że góry te mają niewypowiedziany urok i koniecznie trzeba przejść je własnymi nogami. Mogliśmy odczuć specyficzną atmosferę tego slajdowiska i jako, że Szymon jest jednym z nas, nie był to one-man-show – jak w przypadku opowieści z nieosiągalnych dla większości z nas Himalajów, lecz pełne żartów, śmiechu i humoru spotkanie, które chyba w każdym z nas zasiało dwa ziarenka. Ziarenko ciekawości innych gór, tych bliższych i bardziej dostępnych, oraz ziarenko wiary w to, że i bez czekana i wypaśnych kurtek oddychająco-wiatro-deszczo-lodoodpornych można zapędzić się w nieznane góry i przeżyć niezapomnianą przygodę. Pod koniec slajdowiska, po gromkich brawach, Grzegorz w imieniu Zdobywców wręczył Szymonowi dyplom oraz album i tym samym podziękował w imieniu nas wszystkich za mile spędzony wieczór. A w schronisku długo jeszcze rozbrzmiewały gitary, próbując trafić poprawne akordy do „Baśki”… Monika * tradycyjne potrawy, zupełnie niezwiązane z tematem slajdowiska, za to ściśle związane z osobą Szymona i każdą imprezą przez niego organizowaną. |
|
Dodaj komentarz